Hoppa till innehåll

Mity interwencyjne

Istnieją powszechne, aczkolwiek błędne przekonania związane z interwencyjnym odbiorem zwierząt, w które niestety wierzy często policja i straż gminna (miejska), ale również wiele organizacji prozwierzęcych. Postanowiliśmy je zdementować. Wyjaśnienia zawarte w tekście zostały oparte m.in. na orzeczeniach sądów administracyjnych, bo to one są właściwymi dla rozpoznania sprawy w przedmiocie czasowego odebrania zwierząt. Niestety w praktyce podmioty uprawnione do odbioru zwierzaka często nie posiadają tej wiedzy – co więcej – podejmują działania opierając się na błędnych przekonaniach. Niekiedy może to nieść bardzo negatywne skutki a nawet zakończyć się dalszym cierpieniem lub zgonem zwierzęcia. Poniżej spróbujemy obalić wybrane mity, jakie można zasłyszeć podczas tzw. interwencji, czyli czynności związanych z czasowym odebraniem zwierzaka na podstawie art. 7 ust. 3 ustawy o ochronie zwierząt (w skrócie: u.o.z.).

Pies został uratowany i już nie wróci do oprawcy

Zawsze jest taka możliwość, że wróci. Tak zwany odbiór interwencyjny, czyli na podstawie art. 7 ust. 3 ustawy o ochronie zwierząt, jest tylko czasowym odebraniem zwierzęcia. O ostatecznym losie zwierzaka decyduje rozstrzygnięcie postępowania karnego. Zgodnie z art. 7 ust. 6 u.o.z., jeżeli postępowanie w sprawie znęcania się nad zwierzęciem zostanie umorzone lub sąd nie orzeknie jego przepadku, to zwierzę wraca do właściciela. Oczywiście nie jest to jedyne możliwe rozstrzygnięcie tej kwestii; mogą również wystąpić inne okoliczności, które spowodują, iż zwierzę jednak tam nie wróci. Często spotykaną jest uprzednie zrzeczenie się przez właściciela prawa własności do zwierzęcia. 

Najpierw poprawa warunków

W polskim prawie nie przewidziano takiego środka jak ”poprawa warunków”. To wymysł organizacji, na ogół dyktowany polskimi realiami. Jeśli pozostawienie zwierzaka u właściciela lub opiekuna zagraża jego zdrowiu lub życiu, to odbiór zwierzęcia ma charakter obligatoryjny. To wprost wynika z treści art. 7 ust. 3 ustawy o ochronie zwierząt. Nie istnieje coś takiego jak poprawa warunków, jest za to obowiązek odebrania zwierzaka. Niedopełnienie go przez funkcjonariusza publicznego (policja, straż gminna) może być również przestępstwem z art. 231 KK.

Jeśli warunki bytowania zwierzęcia są niewłaściwe, to może dochodzić do przestępstwa znęcania się nad nim (art. 35 ust. 1a w zw. z art. 6 ust. 2 pkt 10 u.o.z.). Warto w takiej sytuacji pamiętać, iż nakazanie tzw. ”poprawy warunków” może być również współudziałem w popełnieniu przestępstwa określonego w art. 239 KK, czyli poplecznictwa (zacieranie śladów przestępstwa). 

Weterynarz nie widzi podstaw do odbioru, więc zwierzę nie zostanie odebrane

Ujmując rzecz kolokwialnie, weterynarz nie ma nic do gadania. Ustawa o ochronie zwierząt nie przewiduje w żadnej formie udziału weterynarza ani Inspekcji Weterynaryjnej przy czynnościach związanych z czasowym odebraniem zwierzęcia w trybie art. 7 ust. 3 (odbiór interwencyjny). Mało tego, nie są oni nawet uprawnieni do odebrania. 

Po pierwsze, stan zagrożenia zdrowia lub życia wcale nie musi wynikać z samych kwestii zdrowotnych zwierzęcia. Może on mieć różne przyczyny, przykładowo grożące zawaleniem miejsce utrzymywania zwierzęcia (notabene, wtedy właściwszym podmiotem do oceny zdaje się być Inspektorat Nadzoru Budowlanego). Przykłady sytuacji stwarzających zagrożenie można wyliczać w nieskończoność. Oczywiście każdą z nich trzeba powiązać z osobą właściciela lub opiekuna zwierzęcia (jego zachowaniem, działaniem, zaniechaniem), gdyż to pozostawienie zwierzaka u niego ma stwarzać zagrożenie dla zdrowia lub życia. Po drugie, w czasie interwencji lekarz weterynarii i tak nie jest w stanie podać dokładnej diagnozy, do tego konieczne jest wykonanie specjalistycznych badań.

Mimo to weterynarze i – jeszcze częściej – pracownicy Inspekcji Weterynaryjnej regularnie są wzywani na interwencję przez policję czy straż gminną (dwa podmioty także uprawnione do odbioru zwierzęcia na podstawie art. 7 ust. 3 u.o.z., podobnie jak organizacja społeczna, której statutowym celem działania jest ochrona zwierząt). Na ogół argumentują to faktem, iż oni sami nie są weterynarzami, aby ocenić zwierzaka. Jest to absolutnie błędne myślenie, świadczące o nieznajomości przepisów o ochronie zwierząt. Jak wspomniano wyżej, przyczyna zagrożenia nie musi leżeć w kwestiach zdrowotnych zwierzęcia, a wtedy na nic się zda pomoc weterynarza. Jednak przede wszystkim należy podkreślić fakt, że do odbioru zwierzęcia nie jest konieczna diagnoza postawiona jeszcze przed odbiorem, której zresztą weterynarz bez przeprowadzenia właściwych badań nie jest w stanie wystawić, chyba że jawnie narusza zasady etyki zawodowej.

Każdy odpowiedzialny właściciel pupila, kiedy jego zwierzę zachoruje, jest w stanie to dostrzec po widocznych objawach i po prostu idzie z nim do gabinetu weterynaryjnego, nie musząc stawiać samemu diagnozy. Tego samego oczekuje się od organu odbierającego zwierzę, jeśli przyczyna zagrożenia jest powiązana z jego stanem zdrowia. Do tego nie jest potrzebne uprzednie postawienie specjalistycznej diagnozy, a jedynie ustalenie, czy zwierzę jest chore i w związku z tym leczone. Podmiot uprawniony do odbioru nie ustala również, czy zaistniało bezwzględne zagrożenie dla zdrowia lub życia zwierzęcia, ale czy to zagrożenie istnieje, jeśli zwierzę dalej pozostanie u dotychczasowego właściciela lub opiekuna. To jego zachowanie (działanie, zaniechanie) musi stwarzać zagrożenie, o czym wspomniano już wcześniej. Zatem sam fakt, iż zwierzę wykazuje objawy chorobowe, nie jest wystarczające do spełnienia przesłanki wynikającej z art. 7 ust. 3 ustawy o ochronie zwierząt. Trzeba patrzeć na to zdroworozsądkowo, przecież zwierzak każdego z nas ma prawo zachorować. Dla podjęcia decyzji o odebraniu zwierzęcia istotne jest, czy właściciel (opiekun) w związku ze stanem zdrowia zwierzaka podjął jego leczenie, kiedy i w jakich okolicznościach. Więcej o tym w kolejnym akapicie.

A PIW był?

Odpowiedź brzmi: nie musiał, a nawet nie miał prawa być.

O ile udział ”zwykłego” lekarza weterynarii w przebiegu interwencji może mieć charakter co najwyżej doradczy i niewiążący (jeśli w ogóle zostanie zaproszony do wzięcia udziału w czynnościach), o tyle wątpliwy prawnie jest udział pracowników Inspekcji Weterynaryjnej w sprawach dotyczących zwierząt towarzyszących (domowych).

Inspekcja Weterynaryjna, a więc także powiatowy lekarz weterynarii, zgodnie z art. 34a ust. 1 ustawy o ochronie zwierząt, sprawuje nadzór nad przestrzeganiem przepisów tej ustawy. Ustęp 2 tego artykułu stanowi, że pracownicy Inspekcji Weterynaryjnej oraz osoby wyznaczone przez jej organy wykonują ten nadzór w granicach uprawnień określonych w ustawie z dnia 29 stycznia 2004 r. o Inspekcji Weterynaryjnej. Ustawa ta przyznaje uprawnienia głównie w odniesieniu do działalności związanej z produkcją zwierzęcą, hodowlą, transportem czy handlem; dotyczącej w przeważającej części zwierząt gospodarskich i rzeźnych. Natomiast nie przewiduje możliwości kontroli zwierząt domowych należących do osób prywatnych, które nie prowadzą działalności podlegającej nadzorowi weterynaryjnemu, a posiadanie psa czy kota jako towarzysza z całą pewnością nie jest jakąkolwiek działalnością, tym bardziej nie jest działalnością nadzorowaną przez IW. Zwierzęta towarzyszące nie zostały bezpośrednio ujęte w Ustawie o Inspekcji Weterynaryjnej, jedynie mogą wchodzić w obszar jej działania w kwestiach dotyczących np. przemytu, handlu czy podejrzenia chorób zakaźnych.

Równocześnie art. 7 ustawy o ochronie zwierząt w żaden sposób nie przewiduje udziału Inspekcji Weterynaryjnej w czynnościach odebrania zwierzęcia. Mimo to w praktyce przedstawiciele PIW nierzadko są wzywani i biorą udział w takich interwencjach, zazwyczaj w roli „doradczej” lub „eksperckiej”.

Tego rodzaju działania są jednak pozbawione podstawy prawnej. Zgodnie z art. 6 Kodeksu postępowania administracyjnego, organy administracji publicznej działają na podstawie przepisów prawa. Z kolei art. 7 Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej stanowi, że „organy władzy publicznej działają na podstawie i w granicach prawa”. Oznacza to, że wszelkie działania organów administracji — w tym Inspekcji Weterynaryjnej — muszą mieć wyraźne umocowanie ustawowe. Brak takiej podstawy oznacza naruszenie zasady legalizmu.

Powiatowy lekarz weterynarii jest funkcjonariuszem publicznym w rozumieniu art. 115 § 13 pkt 2 Kodeksu karnego. Jeśli podejmuje czynności wykraczające poza zakres przysługujących mu ustawowo kompetencji, może wypełniać znamiona przestępstwa z art. 231 § 1 KK, czyli przekroczenia uprawnień przez funkcjonariusza publicznego.

W konsekwencji, nawet bierny udział powiatowego lekarza weterynarii lub pracownika Inspekcji Weterynaryjnej w czynnościach interwencyjnych wobec zwierząt domowych na podstawie art. 7 ust. 3 u.o.z., w sytuacji braku wyraźnej podstawy prawnej, jest bezprawnym działaniem i potencjalnie stanowi przekroczenie uprawnień w rozumieniu przepisów prawa karnego.

Notabene, głównym zadaniem Inspekcji Weterynaryjnej nie jest — wbrew pozorom — ochrona zwierząt, ale ochrona zdrowia publicznego.

Zwierzę jest leczone, więc nie ma podstaw do odbioru

Nie zawsze. Zwierzę może być leczone, być może nawet od początku choroby. Tylko co z tego, jeśli właściciel np. zapewnił mu tragiczne warunki do przebycia rekonwalescencji albo bije je regularnie? Jak wspomniano wyżej, zagrożenie zdrowia lub życia nie musi być spowodowane niepodjęciem leczenia zwierzaka przez jego właściciela lub opiekuna, może również wynikać z innych jego działań (zaniedbań).

A jeśli nawet wynikałoby z nieleczenia, to trzeba uwzględnić wszelkie okoliczności. Nie ma znaczenia to, że w momencie interwencji zwierzę było leczone, jeśli właściciel lub opiekun przez swoje zaniedbania pozwolił chorobie rozwinąć się do stopnia zaawansowanego i udał się do weterynarza dopiero wtedy, gdy zrobiło się zamieszanie wokół jego osoby albo gdy zwierzę już bardzo cierpiało. Zagrożenie zdrowia lub życia zwierzaka musi wynikać z dalszego pozostawienia go u dotychczasowego opiekuna lub właściciela, aby były przesłanki za odebraniem go w trybie interwencyjnym. W przytoczonej sytuacji te przesłanki zostają spełnione – właściciel nie sprawuje należytej opieki a jego zachowanie (zaniechanie leczenia) stwarza zagrożenie. Bez znaczenia jest fakt, że w ostatnim czasie wreszcie pofatygował się do lekarza weterynarii, skoro zdążył już zaniedbać zwierzę a udał się na wizytę w obawie przed konsekwencjami, natomiast nie z powodu właściwej opieki, bo takiej nie sprawuje.

Odebrane zwierzę trzeba oddać do schroniska

W pewnym sensie to prawda. Ustawa o ochronie zwierząt nakazuje odebrane zwierzę domowe w pierwszej kolejności umieścić w schronisku. Są dwie sytuacje wyłączające tę regułę: brak zgody schroniska (właściwego dla gminy, w której zwierzę odebrano) lub inne okoliczności uniemożliwiające przekazanie zwierzęcia do schroniska. Ustawa nie precyzuje o jakie okoliczności chodzi, więc są to wszystkie inne, które na umieszczenie w schronisku nie pozwalają. Zgodnie z wyrokami sądów administracyjnych, w tym Naczelnego Sądu Administracyjnego, taką okolicznością może być np. stan zdrowia zwierzaka (wymagającego przebycia rekonwalescencji w lepszych warunkach niż schroniskowych) albo po prostu inne możliwe rozwiązanie, które jest lepsze niż schronisko, ponieważ naczelną wartością, którą należy się kierować w sprawach zwierząt, jest ich szeroko rozumiany dobrostan oraz humanitarne traktowanie. W takiej sytuacji zwierzę domowe może zostać nieodpłatnie przekazane nie schronisku, lecz innej osobie prawnej, jednostce organizacyjnej nieposiadającej osobowości prawnej lub osobie fizycznej pod warunkiem, że ta zapewni mu właściwą opiekę. Właśnie dlatego zwierzęta czasowo odebrane decyzją wójta (burmistrza, prezydenta) często trafiają pod opiekę organizacji działających na rzecz zwierząt, które prowadzą tzw. domy tymczasowe czy azyle.

Powyżej skupiliśmy się na zwierzakach domowych, jednak w przypadku zwierząt gospodarskich, a także zwierząt wykorzystywanych do celów rozrywkowych, widowiskowych, filmowych, sportowych lub utrzymywanych w ogrodach zoologicznych, sytuacja wygląda analogicznie z tym, że zwierzęta gospodarskie w pierwszej kolejności przekazuje się nie do schroniska, lecz do gospodarstwa wskazanego przez wójta, natomiast te drugie umieszcza się w ogrodzie zoologicznym, schronisku lub azylu dla zwierząt, do których w bliżej nieokreślonej przyszłości dołączy (jeszcze niepowstały) Centralny Azyl dla Zwierząt.

Panie, ale psu nic nie jest...

Właściwe pytanie brzmi: czy psu może się coś stać?
W treści art. 7 ust. 3 ustawy o ochronie zwierząt jest mowa o zagrożeniu zdrowia lub życia zwierzęcia w sytuacji, gdy zostanie ono pozostawione u dotychczasowego właściciela lub opiekuna.

Wyrok Naczelnego Sądu Administracyjnego z dnia 26 kwietnia 2019 roku sygn. II OSK 1135/18:
[…] pojęcie ”zagrożenia (zagraża)” odnosi się do stanu hipotetycznego i tylko potencjalnego zagrożenia zdrowia zwierząt. Należy w tym miejscu wskazać, że już samo posłużenie się przez ustawodawcę omawianym pojęciem wskazuje właśnie na ową potencjalność i hipotetyczność. Stan zagrożenia nie oznacza, że nastąpi bezpośrednie, realne zagrożenie życia lub zdrowia zwierzęcia, ale że określony stan może, a nie musi wywołać negatywne skutki dla życia lub zdrowia zwierzęcia, co właśnie wyczerpuje pojęcie zagrożenia. Poza tym niewątpliwie określona ocena w tym zakresie musi wynikać z konkretnej sytuacji, w jakiej znajdują się zwierzęta.

Zgodnie z powyższym wyrokiem stan zagrożenia nie oznacza wystąpienia czynności dokonanej tj. utraty czy też naruszenia zdrowia lub życia, lecz już samą możliwość jej dokonania (hipotetyczność i potencjalność), jeśli zwierzę pozostanie u właściciela lub opiekuna. Zatem do odbioru zwierzęcia w trybie art. 7 ust. 3 u.o.z. wystarczy, aby wystąpiła okoliczność, w której dopiero mogą nastąpić negatywne skutki dla zdrowia lub życia zwierzęcia (i są ku temu uzasadnione przesłanki), ale wcale nie musi wydarzyć się to. Jest to logiczne rozumowanie, bowiem odbiór zwierzęcia ma na celu uniknięcie owych negatywnych skutków a nie działanie dopiero po czynności dokonanej. Inaczej rzecz ujmując, celem odbioru jest zapobieganie, nie działanie po szkodzie.

Nie można odebrać, bo było zagrożenie zdrowia, ale nie życia

W art. 7 ust. 3 ustawy o ochronie zwierząt jest mowa o ”przypadkach niecierpiących zwłoki, gdy dalsze pozostawanie zwierzęcia u dotychczasowego właściciela lub opiekuna zagraża jego życiu lub zdrowiu”. Podkreślamy, życiu LUB zdrowiu, a zatem wystarczy, aby wystąpiła tylko jedna z tych dwóch okoliczności, aby odebranie zwierzęcia było uzasadnione.

Jest zagrożenie, ale nie jest to przypadek niecierpiący zwłoki

Przypadek niecierpiący zwłoki oraz zagrożenie zdrowia lub życia zwierzęcia (wynikające z pozostawienia go u właściciela lub opiekuna) to pozornie dwie osobne przesłanki, którą muszą zostać spełnione, aby zaistniała podstawa do odbioru zwierzaka w trybie interwencyjnym. Pozornie, ponieważ często są błędnie rozdzielane przez zarówno policję, jak również urzędników.

Otóż już samo wystąpienie stanu zagrożenia zdrowia lub życia niejako ”automatycznie” powoduje, że przypadek jest niecierpiącym zwłoki (por. wyrok NSA z dnia 26.04.2019 r. sygn. II OSK 1135/18).

To całkiem logiczne. Skoro wystąpiła sytuacja, w której zdrowie lub nawet życie jest zagrożone, to oczywistym jest, że trzeba podjąć działania najszybciej jak to możliwe i to zagrożenie wyeliminować, czyli po prostu ratować zwierzę.

Ukradli psa, bo nie zostawili potwierdzenia

I de facto nie musieli. Podmiot odbierający zwierzę nie ma prawnego obowiązku doręczyć właścicielowi (opiekunowi) potwierdzenie lub pokwitowanie odbioru zwierzęcia, chociaż warto to zrobić dla przejrzystości podejmowanych działań. Jest za to obowiązek niezwłocznie zawiadomić o tym fakcie wójta gminy, na terenie której przeprowadzono interwencję, aby ten wszczął z urzędu postępowanie administracyjne w sprawie wydania decyzji o czasowym odebraniu zwierzęcia.

Pies został skradziony, bo organizacja nie zawiadomiła wójta o jego odebraniu

I tak, i nie. Diabeł tkwi w szczegółach, a w tym wypadku – w czasie. Organizacja o interwencyjnym odebraniu zwierzęcia musi powiadomić wójta (prezydenta, burmistrza) niezwłocznie – to fakt. Jednak ”niezwłocznie” nie oznacza tego samego co ”natychmiast”.

”Niezwłocznie” znaczy tyle co najszybszy możliwy termin; bez zbędnej zwłoki. Musi to być termin realny, uwzględniający wszelkie okoliczności, miejsce i czas. 

W związku z powyższym niezawiadomienie o odebraniu zwierzęcia w ciągu – przykładowo – 5 dni nie musi od razu oznaczać niedopełnienia obowiązku wynikającego z art. 7 ust. 3 u.o.z. Przez ten czas urząd gminy mógł być zamknięty, były dni wolne od pracy albo nie zebrano jeszcze kompletu wyników badań, które należało złożyć wraz z zawiadomieniem. Przyczyn może być wiele.

Oczywiście ta niezwłoczność nie może rozciągać się w nieskończoność. Należy tutaj kierować się przede wszystkim zdrowym rozsądkiem i złożyć zawiadomienie najszybciej, gdy tylko ustaną lub zostaną wyeliminowane wszelkie okoliczności wcześniej uniemożliwiające to.

Notabene, zawiadomienie o kradzieży psa to często spotykana praktyka wśród ludzi, którym odebrano zwierzę. Odbiór nazywają kradzieżą lub przywłaszczeniem. Otóż nie ma mowy o jakiejkolwiek kradzieży czy przywłaszczeniu zwierzaka, jeśli jego odebrania dokonała osoba uprawniona oraz zostały dopełnione wszelkie formalności wynikające z treści art. 7 u.o.z. i według zasad w nim określonych. Warto, aby zarówno oprawcy, jak niekiedy również organy ścigania, wreszcie to zrozumieli.

Skoro mam prawo do odbioru, to mogę wejść na posesję mimo braku zgody właściciela

Nie, nie można ot tak sobie wejść na czyjąś posesję, jeśli nie zgadza się na to jej właściciel lub osoba uprawniona do dysponowania nią, nawet jeśli chodzi o ratowanie zwierząt. Jeśli taka osoba wyda zgodę, to jak najbardziej można.

Co zrobić, gdy właściciel nie wyraża zgody na wejście?
Policja ma prawo wejść z postanowieniem (nakazem) sądu lub prokuratora, jak również może wejść bez nakazu, ”na blachę” (legitymację służbową), ale tylko w wypadkach niecierpiących zwłoki i z konieczności zabezpieczenia dowodów przed ich utratą czy zniekształceniem. Oczywiście to policja decyduje na miejscu interwencji, czy sytuacja wymaga przeprowadzenia takich działań, chociaż konieczność zabezpieczenia zwierzęcia w sytuacji zagrożenia jego życia lub zdrowia zdaje się być wystarczającym powodem do ich podjęcia.
Należy także zauważyć pewną zbieżność. Zgodnie z przepisami prawa sytuacja, w której dalsze pozostawienie zwierzęcia u dotychczasowego właściciela lub opiekuna zagraża jego życiu lub zdrowiu, jest jednocześnie przypadkiem niecierpiącym zwłoki, co już wyjaśniono powyżej w tym artykule. I właśnie w wypadkach niecierpiących zwłoki ma również zastosowanie art. 308 § 1 i art. 220 § 3 KPK, regulujący wyżej wspomniane przeszukanie bez uprzedniego postanowienia. Zatem logicznym wydaje się, że gdy okoliczności spełniają przesłanki do zastosowania art. 7 ust. 3 ustawy o ochronie zwierząt, to jednocześnie przeszukanie bez nakazu wydaje się zasadne, bowiem oba te przepisy stosuje się w sytuacjach niecierpiących zwłoki, a jednocześnie zwierzę samo w sobie jest dowodem w sprawie karnej dotyczącej możliwości znęcania się nad nim, podobnie jak warunki jego bytowania.

Powyżej przywołane uprawnienia, z trzech podmiotów mających prawo odebrać zwierzę w trybie interwencyjnym, posiada jedynie policja. Natomiast funkcjonariusz policji ma prawo przybrać inne osoby do czynności przeszukania, zgodnie z art. 224 § 2 KPK, a w sprawach zwierząt na ogół są to właśnie przedstawiciele organizacji, chociażby ze względu na charakter ich działalności i większą wiedzę w zakresie zwierząt, której należałoby się spodziewać.

Jednak wejście na posesję przez przedstawiciela organizacji na rzecz zwierząt bez zgody jej właściciela i bez przybrania do czynności przez właściwy organ będzie nieuprawnione, ale w określonych okolicznościach (ratowanie zwierzaka) może być uznane za działanie w stanie wyższej konieczności, który reguluje art. 26 KK. Natomiast należy mieć na uwadze, że w takiej sytuacji dobro poświęcone musi mieć niższą wartość od wartości dobra chronionego, a innej możliwości uniknięcia niebezpieczeństwa nie ma.

Nie można przeprowadzić interwencji bez policji

Można, o ile zostaniemy wpuszczeni na posesję. Jednak nawet wtedy to odradzamy. To policja będzie później prowadzić dochodzenie w sprawie znęcania się nad zwierzęciem, więc jej udział w interwencji jest wskazany chociażby ze względu na ewentualną potrzebę zabezpieczenia dowodów na miejscu. Do tego policja jako organ ścigania będzie niejako świadkiem zastanej sytuacji, warunków bytowania i kondycji zwierzęcia, co może mieć znaczenie przy ewentualnej próbie podważania dowodów wniesionych przez organizację prozwierzęcą biorącą udział w interwencji czy też działań tej organizacji i ich zasadności. Poza tym obecność policji zwiększa gwarancję bezpieczeństwa osób biorących udział w czynnościach. Z kolei w sytuacji, gdy właściciel nie wyrazi zgody na wejście organizacji na jego posesję, to policja może przybrać jej przedstawicieli do czynności (chociażby z powodu lepszej znajomości tematyki zwierząt), o ile funkcjonariusze dokonują przeszukania w wypadku niecierpiącym zwłoki (art. 308 § 1 i art. 220 § 3 KPK).

Zwierzaka nie można odebrać, bo nie zgadza się policja

Policjant, strażnik gminny (miejski) lub upoważniony przedstawiciel organizacji społecznej, której statutowym celem działania jest ochrona zwierząt, ma prawo do odbioru zwierzaka w trybie art. 7 ust. 3 u.o.z. Wszystkie wymienione podmioty są równouprawnione a to oznacza, że jeden nie potrzebuje zgody drugiego z nich na odebranie zwierzęcia. Jeśli przykładowo policja nie widzi podstaw do odbioru, to w tej samej sprawie takie podstawy może stwierdzić przedstawiciel organizacji prozwierzęcej i ma on prawo odebrać zwierzaka niezależnie od zdania czy woli policji. Funkcjonariusz publiczny, uniemożliwiając odbiór zwierzęcia podmiotowi ustawowo uprawnionemu do odebrania, może popełnić przestępstwo polegające na przekroczeniu uprawnień (art. 231 KK).
Oczywiście każdy podmiot powinien pamiętać o tym, że zasadność odebrania zwierzaka musi potem wykazać w postępowaniu administracyjnym w sprawie wydania decyzji o czasowym odebraniu zwierzęcia, którą zresztą wydaje się następczo tj. już po jego fizycznym odbiorze.

Zwierzaka nie można odebrać, bo wójt się nie zgodził albo nic o tym nie wie

Absolutna bzdura. W trybie interwencyjnym (na podstawie art. 7 ust. 3 u.o.z.), czyli w sytuacji zagrożenia zdrowia lub życia zwierzęcia, najpierw odbiera się zwierzę, dopiero potem – niezwłocznie – należy zawiadomić o tym wójta (lub burmistrza, prezydenta). Wtedy wójt jest zobowiązany wszcząć z urzędu postępowanie administracyjne w sprawie wydania decyzji o czasowym odebraniu zwierzęcia. Po jego przeprowadzeniu dopiero wydawana jest decyzja o charakterze następczym (już po faktycznym zabraniu zwierzaka), którą musi wydać na podstawie przepisów prawa i zebranego w sprawie materiału dowodowego, natomiast nie na podstawie widzimisię urzędnika. Jednak dopiero wtedy wójt podejmuje jakąkolwiek decyzję (najczęściej w jego imieniu robi to wydział ochrony środowiska w urzędzie), nie wcześniej i na pewno nie w trakcie samych czynności interwencyjnych.

Nie można nagrywać, bo właściciel nie wyraził zgody

Nie można rozpowszechniać wizerunku osoby bez jej zgody. Natomiast można swobodnie wykonywać zdjęcia lub nagrywać interwencję, skoro sami w niej uczestniczymy, a nawet jest to wskazane. Nagranie może posłużyć potem jako dowód w sprawie o znęcanie się nad zwierzęciem, gdyż dokumentuje m.in. jego stan oraz warunki bytowania. Poza tym nagranie chroni również osobę lub osoby odbierające zwierzę np. przed posądzaniem lub oskarżaniem o nieprawidłowości podjętych działań w czasie interwencji.

Podajcie adres, chcę odwiedzić mojego psa

To absurd, aby osoba, która mogła dopuścić się znęcania nad zwierzęciem, odwiedzała swoją ofiarę, oczywiście już po jej interwencyjnym odebraniu. Dopóki nie ma rozstrzygnięcia sprawy karnej, zwierzę jest tylko czasowo odebrane, a właściciel pozostaje jego właścicielem, dalej posiada do niego prawo własności.

Poza tym w postępowaniu administracyjnym (właściwym dla rozpoznania sprawy czasowego odebrania) nie ma obowiązku podawania adresu jego pobytu. Ustawa o ochronie zwierząt wyraźnie mówi o tym, że wójt (burmistrz, prezydent) wskazuje podmiot, któremu zwierzę się przekazuje, natomiast nie lokalizację. Ma to swoje uzasadnienie, gdyż chodzi o bezpieczeństwo zwierzaka – o to, aby jego oprawca nie mógł na przykład go otruć lub wykraść. I niekoniecznie z miłości do niego. Należy pamiętać, że czasowo odebrane zwierzę jest dowodem lub może dostarczyć dowody (np. wyniki badań weterynaryjnych) przeciwko jego oprawcy w postępowaniu karnym w sprawie o znęcanie się nad zwierzęciem.

Naszym zdaniem adres pobytu zwierzaka powinien być podawany organowi prowadzącemu postępowanie administracyjne, ale jako informacja ściśle zastrzeżona, niedostępna dla nikogo poza tymże organem, a póki co nie ma takiej możliwości.